19 lutego 2015

#2. Jak udało mi się zajść w ciąże z zespołem PCO

Witam wszystkich po raz drugi :) Jak mogliście wyczytać w poprzednim poście, przez 6 lat słyszałam od lekarzy, ze nie uda mi się zajść w ciąże, a nawet jeśli to nastąpi to niestety jej nie donoszę. Na ten moment, od niespełna pół roku jestem mamą przesłodkiej i całkiem zdrowej Lenki.


Jak do tego doszło? 
Myślę, że tego skąd się biorą dzieci nie muszę Wam mówić :P Opowiem Wam jednak moją historię.

PCO stwierdzono u mnie w wieku mniej więcej 13-14 lat. Był zanik miesiączki, był hirsutyzm i były książkowe wręcz wyniki wszelkich badań. Za bardzo się w to nie zagłębiałam, usłyszałam tylko, że z dzieci nici. Mocno mnie to zabolało, ponieważ w mojej świadomości kobieta jest po prostu do macierzyństwa stworzona. W tamtym momencie, miało to jednak mniejsze znaczenie, ponieważ w tym wieku nie planowałam się o dzidzię starać. Przez 4 lata brałam Yasminelle, dzięki której fakt - okres miałam, ale jak dla mnie problemu nie rozwiązał. Następnie doszedł Siofor 850. Dwa razy dziennie. Był moment, gdy brałam po 13 tabletek dziennie! 

Mniej więcej w okolicach liceum, sytuacja się pogorszyła. Bardziej ta psychiczna, co doprowadziło do prawie rocznej depresji. Przeszkadzało mi ciągłe tycie i powróciła świadomość, ze nie będę nigdy matką.

W momencie, kiedy się pozbierałam, postanowiłam odstawić wszystkie leki na własną rękę. Nie myśląc o konsekwencjach, zrobiłam to i pomyślałam, że po co martwić się na zapas.

Następnie poznałam odpowiedniego Mężczyznę, kogoś o kim od początku wiedziałam, że chce z nim spędzić swoje życie i założyć rodzinę. Po mniej więcej 3 miesiącach znajomości, przestaliśmy świadomie się zabezpieczać. Nie wiedziałam ile trwać będzie leczenie, więc czym prędzej umówiłam się na wizytę u lekarza (nie wiedząc, że jestem już w ciąży). Ten zaś, po przejrzeniu wyników powiedział - tak PCO, nic z tym nie zrobię, nawet Cię nie zbadam (gdyby to zrobił wiedziałby, że jestem już w 2 miesiacu :)) pozostaje kierunek Śląsk. Wizytę w klinice w Bytomiu czy Katowicach miałam umówioną na sierpień 2014 - miesiąc, kiedy nasza córka przyszła na świat.

Po wizycie u powyższego lekarza wyjechaliśmy ponownie do Holandii, gdzie poznaliśmy się i od pół roku mieszkaliśmy. Miałam nawet momenty, że mówiłam do M. 'zostaw mnie, znajdź inną kobietę, chcesz mieć dzieci, a ja nie mogę Ci tego dać' (teraz wiem, ze była to burza hormonów spowodowana ciążą). M. mówił, spokojnie, dajmy sobie czas, poczekajmy rok, jeśli się nie uda, wyciągniemy cięższe działa :P 

Mijał czas, a my niczego nieświadomi dalej intensywnie staraliśmy się o bejbi. Do Polski przyjechaliśmy na Święta Wielkanocne i mniej więcej w tym czasie M. zaczął coś przebąkiwać o moim brzuchu, że jemu to coś nie tak wygląda :P Ja tłumaczyłam się, ze to przez Święta - najadłam się i tyle. No bo przecież nie mogę zajść w ciąże, tak?

Dzień przed powrotem do NL, coś nas tknęło. Kupiliśmy test i ...

SZOK, NIEDOWIERZANIE, RADOŚĆ, STRACH!

Czym prędzej do lekarza, który potwierdził. Tak to ciąża, już dość wysoka - 22 tydzień. W mojej głowie milion myśli, no bo przecież jak to?! Wierzcie mi, ja nie wiedziałam co myśleć. Niby nie wymiotowałam, nie bolały mnie piersi, ale - częściej sikałam (wtedy pracowałam na chłodni i myślałam, że pęcherz przeziębiony), a okresu i tak nie miałam, a jak już był to raz na pół roku, ruchy też jakieś tam już czułam, ale tłumaczyłam to...niestrawnością po Świętach ;P Bo przecież jak nie mogę, to nie mogę. Mówiło mi to kilku lekarzy. Po zrobieniu wszystkich badań, okazało się, że Niunia jest całkowicie zdrowa i odetchnęliśmy z ulgą. Do 7 miesiąca pracowałam, potem leniuchowałam i rozkoszowałam się stanem błogosławionym.

Wiele osób śmieje się, że 'załapałam' dlatego, że zmieniliśmy klimat - mała została poczęta w Holandii. A udało nam się dość szybko, ponieważ już po miesiącu - co prawda intensywnych - starań.

Podsumowując :
-staraliśmy się od listopada do grudnia
-w grudniu nastąpiło zapłodnienie
-w kwietniu dowiedzieliśmy się o ciąży
-w sierpniu na świat przyszedł nasz cud

Jeśli chodzi o moje rady, dla starających się par. Szczególnie tych, którym brak już wiary i siły, to jest ona jedna. Być może brzmi banalnie, ale nie poddawajcie się. I wrzućcie na luz. Ja przestałam się 'spinać' i udało się. Wam też się uda :) A potem będziecie najszczęśliwszymi ludźmi na Ziemi, tak jak my teraz. 


Pamiętajcie też o tym, ze nie jest to jedyny sposób by zostać rodzicami. 
Na wszelkie pytania chętnie odpowiem w komentarzach lub przez meil : pannakolczykowa@onet.pl
Z przyjemnością poczytam też Wasze historię, a i doradzę na tyle ile będę mogła :) 

Do następnego! 





2 komentarze:

  1. Długo ciążą się nie nacieszyłaś :D Fajna historia i z happy endem! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Już się pomysły skończyły? Czemu nic tu nie dajesz?

    OdpowiedzUsuń

Witaj :) Miło Nam, że odwiedziłeś nasz zakątek. My swoją opinię przedstawiliśmy wyżej, ale może i Ty masz coś do powiedzenia? Pamiętaj tylko, że bardzo nie lubimy spamu oraz złośliwych i obrażających komentarzy :)